Sposób odżywiania może wpływać na funkcjonowanie mózgu
Ekspertki są autorkami książki „Psychodietetyka dla każdego, czyli o zdrowej relacji z jedzeniem”, omawiającej związki diety i mózgu, rolę mikrobiomu jelitowego w utrzymywaniu zdrowia psychicznego i rosnącą rolę psychodietetyki.
„To bardzo dobrze, że o diecie nie rozmawiamy już wyłącznie w kontekście tego, jakie produkty jeść, a jakich unikać, czy lepiej smażyć, czy gotować albo do ilu jajek tygodniowo się ograniczać. Zaczynamy widzieć ten temat szerzej i zauważać, że poza strefą żywieniową jedzenie pełni w naszym życiu także inne funkcje” - mówi w rozmowie z PAP Kinga Wittenbeck.
Specjalistka wymienia m.in. społeczną i emocjonalną funkcję diety: „Dobrym przykładem jest to, kiedy idziemy do kogoś na urodziny i jemy tort. To jest jedzenie emocjonalne, bo nie robimy tego z głodu, ale aby coś celebrować. I to jest normalne; to prawidłowy element naszego życia”.
Problem powstaje wtedy, kiedy z uwagi na przeciągające się sytuacje stresowe albo różne deficyty zaczynamy wykorzystywać jedzenie do regulowania emocji, które nami targają, a których nie umiemy inaczej odreagowywać. Nagradzamy się jedzeniem, pocieszamy nim, kompensujemy braki i potrzeby emocjonalne. A to może doprowadzić do nawyku zajadania emocji, a następnie - przy innych sprzyjających czynnikach biologicznych, psychologicznych i środowiskowych - przekształcić się w zaburzenia odżywiania.
„Pamiętajmy, że termin ten oznacza nie tylko anoreksję czy bulimię - zaznacza Kinga Wittenbeck. - Nie musimy mieć diagnozy zaburzeń odżywiania, aby mieć niezdrową relację z jedzeniem i poczuć potrzebę sięgnięcia po pomoc. Wystarczy, że czujemy, iż w naszym podejściu do odżywiania coś szwankuje: pojawiają się napady objadania, spożywanie posiłków pod nieobecność innych, kompensowanie napadów niskokalorycznymi dietami i treningami. Zaburzona relacja z jedzeniem to każdy dyskomfort psychiczny, jaki odczuwamy w związku z tematem odżywania, więc także wyrzuty sumienia po spożyciu określonych grup pokarmów, zajadanie stresu czy nudy. Pamiętajmy, że jedzenie nie powinno wzbudzać bardzo intensywnych oraz trudnych emocji, takich jak poczucie winy, niepokój i lęk”.
Problematyczne relacje z jedzeniem bardzo uwidoczniły się w ostatnich kilku latach. Po pierwsze wzrosła świadomość społeczeństwa na ich temat, po drugie żyjemy coraz intensywniej, po trzecie wydarzyły się dwie sytuacje, które mocno wpłynęły na naszą codzienność: pandemia Covid-19 i wojna za wschodnią granicą.
Dlaczego stres ma tak duży wpływ na rozwój zaburzeń odżywiania? Jak tłumaczy ekspertka, stres i lęk automatycznie wywołują wzrost poziomu kortyzolu w organizmie. Dochodzi do aktywacji obszaru mózgu związanego z nagrodą i osłabienia obszaru odpowiedzialnego za kontrolę impulsów. „To fizjologiczne podłoże do tego, żeby sięgać po przyjemności, czyli najczęściej łatwo dostępne i dające szybkie zaspokojenie słodycze lub słone przekąski” - mówi Kinga Wittenbeck.
„To jest jednak błędne koło - dodaje. - Zaczynamy reagować na stres szukając ulgi w jedzeniu i to nam pomaga na krótką chwilę. Jednak z czasem tracimy kontrolę i mamy wrażenie, że przejmuje ją jedzenie. Jemy szukając zaspokojenia, które z każdym razem staje się bardziej krótkotrwałe i mniej satysfakcjonujące. To może doprowadzić do przybrania na wadze, problemów z poczuciem wartości siebie, zaburzonego postrzegania własnego ciała oraz coraz silniejszych wyrzutów sumienia, co z kolei często sprawia, że kompensujemy napady niskokalorycznymi i ubogoodżywczymi dietami, ciężkimi treningami lub głodówkami. Ale tu do głosu dochodzi fizjologia: w ciele powstają niedobory, brakuje mu energii, więc rozwija się tak silny głód, że w końcu nie możemy się mu dłużej opierać i przychodzi kolejny napad. I koło się zamyka”.
Poza głodem fizjologicznym, do którego dochodzi w wyniku restrykcji, istnieje jeszcze jedna ważna przyczyna napadów objadania - ograniczanie niektórych grup produktów.
„To jest paradoks, bo z jednej strony staramy się ich nie jeść, żeby było zdrowiej, ale z drugiej, kiedy ich sobie zabraniamy, rośnie nasz lęk. A aby czuć wolność w jedzeniu, nie można odczuwać przed nim żadnego lęku. Wszelkie twarde podziały na pokarmy, które są dozwolone i niedozwolone prowadzą do problemów. I to jest pole dla psychodietetyków” - zaznacza specjalistka.
Kolejnym ważnym czynnikiem łączącym dietę z funkcjonowaniem mózgu jest wpływ składników odżywczych na mikrobiotę jelitową. Okazuje się bowiem, że mikroorganizmy zasiedlające jelita mogą uczestniczyć w produkcji i metabolizmie neuroprzekaźników oraz innych bioaktywnych cząstek oddziałujących na mózg i układ nerwowy. Określa się je wówczas mianem psychobiotyków.
„Bakterie jelitowe wpływają nie tylko na nasze trawienie czy układ odpornościowy, ale także potencjalnie na nasz nastrój - mówi w rozmowie z PAP dr Joanna Jurek. - Badania wielokrotnie potwierdziły powiązania pomiędzy niedoborami niektórych składników odżywczych, stanem zapalnym i depresją. A co wiąże te wszystkie elementy? Potencjalnie właśnie mikrobiota”.
Żywność wysokoprzetworzona, bogata w tłuszcze nasycone i węglowodany, powoduje zmiany w obrębie zdrowia metabolicznego, m.in. poprzez wyzwalanie stanu zapalnego w organizmie. Tymczasem badania wykazały, że jednym z procesów mających znaczenie dla rozwoju i przebiegu depresji jest właśnie stan zapalny oraz aktywacja układu immunologicznego. Dlatego diety przeciwzapalne, takie jak dieta śródziemnomorska, mogą łagodzić objawy tej choroby.
Joanna Jurek jest dr. nauk biomedycznych, specjalistką ds. immunoodżywiania oraz nutripsychiatrii; Kinga Wittenbeck jest psychodietetyczką. (PAP)
Katarzyna Czechowicz