reklama
kategoria: Turystyka
3 sierpień 2024

W podróżach jestem najbardziej sobą

zdjęcie: W podróżach jestem najbardziej sobą / fot. PAP
fot. PAP
Mimo tego, że sprawiam wrażenie osoby turboekstrawertycznej, jest we mnie bardzo dużo introwertyka. I myślę, że w podróżach to bardzo wychodzi – przyznaje w rozmowie z PAP Life Marta Manowska. Prowadząca programu „Rolnik szuka żony” przeważnie podróżuje sama i nie ma z tym problemu.
REKLAMA

PAP Life: Kiedyś powiedziałaś, że jesteś cały czas w drodze. Policzyłaś, ile czasu spędzasz poza domem?

Marta Manowska: Nawet myślałam o tym w styczniu zeszłego roku, kiedy przeprowadziłam się w nowe miejsce, które po wielu przeprowadzkach, w końcu będzie tym na długo. Ale pierwsze, co wtedy zrobiłam, to wyjechałam do Papui-Nowej Gwinei na cztery tygodnie. Później w kwietniu zabrałam swoich rodziców do Azji z okazji 40-lecia ich małżeństwa. Potem były nagrania do „Rolnika”, „Voice'a”, „Sanatorium”, „Korony gór”. Czyli maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień spędziłam poza domem. W październiku żałowałam, że nie powiesiłam kalendarza, żeby zaznaczać dni, nie te, kiedy jestem w podróży, tylko te, gdy jestem na miejscu, bo to byłoby prostsze.

Ale ostatnie trzy miesiące ubiegłego roku spędziłam w domu i zobaczyłam, że jest mi tutaj bardzo dobrze. Postawiłam na relacje, na przyjaźnie. Były takie tygodnie, że codziennie ktoś do mnie przychodził. Ten dom tętnił życiem i to był też dla mnie superczas.

PAP Life: A co przyniósł ci obecny rok?

M.M.: W styczniu wyjechałam do Kolumbii, a w kwietniu na trzy tygodnie na Bałkany. Sama wsiadłam w samochód i zjechałam pięć krajów w trzy tygodnie. No i tak się toczy to dalej. Właściwie wykorzystuję każdy weekend. Ostatnio byłam na Mazurach, teraz w górach, za moment jadę do Krakowa, potem wybieram się na Hel. Wszędzie, gdzie jestem, dobrze się czuję i też mam poczucie, że wykorzystuję każdą chwilę.

PAP Life: Czy podróżowanie to sposób, żeby korzystać z życia na 100 procent?

M.M.: Na pewno dla mnie tak, ponieważ nie założyłam rodziny. Gdybym ją miała, na pewno byłoby inaczej, bo wtedy zupełnie inne rzeczy wkraczają na pierwszy plan. A przez to, że moje życie wygląda tak, a nie inaczej, to zdecydowałam się, że będę tak je wykorzystywać. Zaczęli mnie też otaczać ludzie, którzy mają podobne priorytety. Bo dotychczas było tak, że przeważnie podróżowałam sama. Ciężko znaleźć kogoś, kto ma czas na kilkutygodniowe wyjazdy. Kiedy pracuje się na etacie, ma się rodzinę, to po prostu niemożliwe.

PAP Life: Ty pracujesz od programu do programu?

M.M.: To sobie wypracowałam, oczywiście przy dużej dozie szczęścia i staram się z tego korzystać. Gdy szykuje się, że będę miała tydzień wolnego, od razu myślę, gdzie pojechać. Ale też sporo podróżuję służbowo i bardzo to lubię. Lubię, kiedy wsiadamy rano do samochodu i na przykład wyjeżdżamy do Krakowa. Mamy cały dzień zdjęć, a potem wieczorem idziemy z przyjaciółmi popływać na barkę. Staram się z tych dni wyciągać dla siebie jak najwięcej.

PAP Life: Zgodnie z zasadą, że żyjemy tu i teraz.

M.M.: W końcu tak żyję.

PAP Life: A kiedy wyjeżdżasz prywatnie, to jakim kluczem wybierasz miejsca, w które wyruszasz?

M.M.: Bardzo dużo rozmawiam z różnymi ludźmi, dużo czytam. Do Norwegii pojechałam, bo zachwyciła mnie powieść autobiograficzna Karla Ove Knausgarda „Moja walka”. Bardzo lubię książki podróżnicze. Na przykład „Szczęśliwe wyspy Oceanii” Paula Therouxa. To jest po prostu genialna opowieść, kiedy on zaczyna od Australii i przemieszcza się przez wszystkie wyspy Oceanii - Papuę, Tonga aż po Wyspy Wielkanocne. Podróżuje kajakiem, podpływa do każdej wyspy, idzie do wodza, pyta, czy może rozłożyć namiot. Bardzo interesuje mnie temat rdzennej ludności. Majowie, Masajowie, Papuasi, od których wszystko się zaczęło... Pasjonuje mnie też temat kolonializmu.

Ale też mam coś takiego, że nagle mi się marzy, żeby pojechać do Kopenhagi, w której nigdy nie byłam, w ogóle nawet nie byłam w Danii. Chciałabym tam spędzić weekend sama, zagłębić się w architekturę, w ludzi, móc ich posłuchać, pojeść ryby, po prostu odczuć klimat tego miasta. Marzy mi się Szwecja i Finlandia, aż po Laponię. Tam też są ciekawi ludzie. Chciałabym pojechać do Uzbekistanu, Tadżykistanu. Znalazłam takie miejsce w Warszawie, gdzie czasem jadę sobie coś zjeść i tam pani z Tadżykistanu robi mi herbatę, taką jak u siebie w domu. Myślę o Alasce i o wielu innych miejscach. Te marzenia są niby od Sasa do Lasa, ale w tym wszystkim jestem ja.

PAP Life: Czy planując podróż, wypisujesz sobie rzeczy, które chciałabyś „zaliczyć”, czy po prostu jedziesz, żeby tam być?

M.M.: Uważam, że to jest kluczowe pytanie w ogóle dotyczące podróżowania; najważniejsze, jakie można zadać. Bo jest taki trend, że trochę się ścigamy z ilością zobaczonych krajów, albo kto widział te wszystkie miejsca, które powinno się w życiu zobaczyć...

PAP Life: Tylko, czy koniecznie trzeba je zobaczyć?

M.M.: No właśnie. Moim zdaniem fajnie jest jednak mieć jakikolwiek plan. Zazwyczaj mam pierwszy nocleg, a potem hulaj dusza. Uważam, że dobre jest to, żeby też się poddać temu, co wydarzy się na miejscu. Może być tak, że człowiek, którego spotykamy, coś nam poleci: „O tam, jest takie ciekawe jezioro”. To się bardzo przydaje, kiedy o jakimś kraju wcześniej niewiele można się dowiedzieć. Ale też zawsze sobie googluję, czytam o regionie, do którego się wybieram. Generalnie bardziej interesuje mnie natura niż muzeum, a z drugiej strony historia też jest ważna. Dlatego też m.in. pojechałam na Bałkany. Słuchałam tego, co mówią w Serbii, co mówią w Kosowie. To są rozmowy, które sprawiają, że jesteśmy w stanie więcej tego świata zrozumieć.

PAP Life: Podróżniczka i blogerka Judith Fein pisze o trendzie podróżniczym slow travel. Chodzi o to, żeby podróżować wolno, mieć czas rozglądać się, poznawać ludzi, obserwować ich życie. Daleka podróż odbyta szybko niewiele nas uczy.

M.M.: Tiziano Terzani (włoski podróżnik, dziennikarz, autor wielu książek podróżniczych – red.), napisał, że kiedyś wróżbita powiedział mu, żeby nie wsiadał tego roku do samolotu, bo będzie miał wypadek. I faktycznie ten helikopter, którym miał lecieć, rozbił się, a Terzani przesiadł się na statki i pociągi. I zauważył, że paradoksalnie w momencie, kiedy wydłużył te podróże, to stał się dużo bliższy ludziom. Podróż do Azji trwała kilka tygodni zamiast dziesięciu godzin, ale z tego wyniknęło całe dobro, które potem zawarł w swoich książkach.

W Papui, gdzie byłam przez cztery tygodnie na misji, nawet nie tyle poznawałam rdzennych mieszkańców, ale po prostu żyłam z nimi, spałam obok nich, robiłam śniadania, itd. Takiego podróżowania nauczyłam się, jak sama pojechałam na miesiąc do Wietnamu i Kambodży, albo jak teraz, też sama, wyruszyłam na trzy tygodnie na Bałkany. Te samotne podróże sprawiają, że nawet, kiedy nie inicjuję kontaktów z innymi ludźmi, to jestem do nich zapraszana. Zaczyna się od pytań: "Kto jest ze mną?". Kiedy odpowiadam, że jestem sama, od razu pada: "Dlaczego?".

PAP Life: Też o to zapytam. Podróżowanie samemu nie jest oczywiste. Wiele osób, zwłaszcza kobiet boi się, że przytrafi im się coś złego.

M.M.: Dla mnie, kiedy wyjeżdżam sama, to jest zupełnie inna podróż, otwiera się dużo możliwości, żeby pobyć właśnie ze sobą, posłuchać siebie, posłuchać osób, które się pojawiają w tej podróży. Po prostu jest czas na to, żeby dać się prowadzić tej podróży. Dla mnie te dwie samotne podróże, do Azji i na Bałkany, były zachwycające. Zastanawiałam się, dlaczego tak to przeżyłam. Może właśnie dlatego, że byłam sama? Bo na przykład Kolumbię zobaczyłam z przyjaciółmi. Było bardzo dużo śmiechu, dużo rozmów, gier nocami. I mimo trekkingu, kiedy spaliśmy w dżungli i to było jakieś zmaganie się z samym sobą, to jednak w grupie jest inaczej. Bo jadąc z kimś, zabieramy też fragment naszego życia. A podróżując sama, mam poczucie, że moje życie się przenosi ze mną. I wydaje mi się, że moje życie jest wszędzie tam, gdzie ja jestem.

Natomiast jeśli chodzi o bezpieczeństwo i tę odwagę, o której zawsze słyszę, to nie tak, że jestem bezrefleksyjna. Zwracam uwagę na wiele rzeczy, nie podchodzę do życia aż tak ufnie. Ale myślę, że nigdy nie prowokowałam niebezpiecznych sytuacji. Staram się dbać, żeby raz dziennie, napisać do rodziny, że wszystko jest ok. Nie zawsze jest to możliwe, zdarzyło się, że byłam w miejscach, gdzie przez kilka dni nie miałam prądu. Ale moi bliscy już chyba przywykli, że czasami nie mają ze mną kontaktu.

PAP Life: Nie brakuje ci podczas tych samotnych podróży osoby, z którą mogłabyś się podzielić zachwytem, coś skomentować, a potem mieć wspólne wspomnienia?

M.M.: Właśnie nie i to jest hit. Bo ja się czuję totalnie wypełniona. Czuję, że dzielę się tym ze sobą i też nikt mnie nie obliguje, żeby się z nim dzielić. Każdy z nas reaguje inaczej. Podam przykład. Zrobiłam trekking do Zaginionego Miasta (Ciudad Perdida w Kolumbii - red.). To było 60 kilometrów, 72 godziny ze spaniem w dżungli. Dochodzę do tego miejsca i chcę je odebrać tak, jak ja chcę. A jeżeli jestem w grupie, to ktoś mi powie: „O, patrz tam” albo: „Zrób mi zdjęcie”. Ale ja się zawsze liczę z tą drugą osobą i to sprawia, że mój odbiór jest inny. A ja chcę wejść, rozpłakać się. Albo mieć dreszcze. Albo usiąść i nie wierzyć własnym oczom. Albo się położyć na trawie i poczuć po prostu tych ludzi i tę energię, która tam wcześniej była. Nie wiem, co się wydarzy. A przez to, że jestem z innymi osobami, to ich reakcje już wpływają na moją reakcję. Dlatego nawet w takich wspólnych wędrówkach szukam momentów, kiedy jestem sama. Moi przyjaciele to totalnie akceptują i wiedzą, że potrafię wstać o siódmej, żeby sobie godzinę czy dwie poczytać książkę. Mimo tego, że sprawiam wrażenie osoby turboekstrawertycznej, jest we mnie bardzo dużo introwertyka. I myślę, że w podróżach to bardzo wychodzi. A im jestem starsza, tym bardziej potrafię o to dbać.

PAP Life: Kiedy zaczęłaś podróżować?

M.M.: Myślę, że taka pierwsza podróż, w której było wszystko po mojemu, to była wyprawa do Azji, mniej więcej 11 lat temu. Wtedy objechałam z plecakiem Tajlandię, Filipiny, Malezję, Indonezję, Wietnam i Kambodżę, i połknęłam bakcyla.

PAP Life: Dalekie podróże to też spore koszty.

M.M.: Faktycznie to się kojarzy się z bardzo dużymi kosztami. Ale dwa lata temu cztery kraje Ameryki Południowej: Belize, Panamę, Kostarykę, Meksyk zjechałam za cztery tysiące złotych (plus bilety lotnicze) ze spaniem, jedzeniem, przemieszczaniem się – a robiłam to na nogach albo autobusem miejskim, nigdy nie wzięłam nawet taksówki. Wtedy akurat spałam w hostelach, bo tak się umówiliśmy, natomiast kiedy jestem sama, to przeważnie szukam hoteli na Bookingu czy innych portalach. Kiedy podróżuję samochodem, mam ze sobą zakupy, czyli to, co jem: pomidory, ogórki, ser bałkański, więcej mi nie potrzeba. Jestem w ogóle surwiwalowcem, szybko się adaptuję do różnych warunków. Tylko z kawy ciężko byłoby mi zrezygnować. To chyba jedyna rzecz, oczywiście oprócz wody, która jest dla mnie konieczna do przetrwania. Dlatego wszędzie wożę swoją kawiarkę na przenośną zapalniczkę i jak stoję na granicy pięć godzin, to sama robię kawę.

PAP Life: Czy twoje podróżowanie zmieniło się na przestrzeni lat?

M.M.: Myślę, że jest dosyć podobne i konsekwentne. Na pewno z plecakiem, na pewno samemu albo w jakiejś fajnej grupie. Mam takie poczucie, że kolejne 10 lat będzie kluczowe w moim podróżowaniu. Jestem w bardzo dobrej kondycji, bardzo też dbam o siebie, co drugi dzień biegam i chciałabym wykorzystać swoje możliwości fizyczne w podróżach. Marzę o Patagonii, o trekkingu przez Chile, Argentynę. Bardzo chcę zrobić trekking w Nepalu i w ogóle poczuć Katmandu, zobaczyć te ośmiotysięczniki, bo przecież chodzę po górach. Marzę o Peru, marzę o Cuzco. Nawet nie o Machu Picchu, chociaż pewnie i ten szlak zrobię. Myślę o Tadżykistanie konno, o Szwecji i Norwegii w taki bardziej kamperowy sposób. W ogóle mam wymyślone sposoby, jak chciałabym zobaczyć dany kraj.

PAP Life: A są miejsca, do których w ogóle cię nie ciągnie?

M.M.: Są i sama nie wiem, z czego to wynika. RPA też jest gdzieś w moich myślach, ale generalnie Afryka na razie jest dla mnie kontynentem, który bardzo mało mnie pociąga. Ale najbardziej odpycha mnie Australia. Chyba dlatego, że nie mam pomysłu, jak ją ugryźć.

PAP Life: Co przywodzisz z podróży?

M.M.: Na pewno kontakty. Poznałam wiele osób, z którymi czasem do siebie napiszemy i które inspirują mnie do kolejnych podróży. Przywożę magnesy dla całej rodziny, bo wszyscy jesteśmy zbieraczami. Czasem staję sobie przed lodówką, widzę: „O Czarnogóra” i od razu przywołują się wspomnienia. W Kotorze, pięknym mieście w Czarnogórze, kupiłam naszyjnik od pani, która jest Serbką i przyjechała tam za mężczyzną swojego życia. Zawsze, jak wracam, mam bransoletki na sobie. Trochę je ponoszę, a potem siłą rzeczy zdejmuję.

PAP Life: Czy będąc w podróży, stajesz się trochę inną osobą? Na przykład upodabniasz się do ludzi, którzy cię otaczają.

M.M.: Mam wrażenie, że w podróżach jestem najbardziej sobą. Ostatnio moja przyjaciółka mi powiedziała: „Ja cię uwielbiam, jak jesteś w podróży. Z tymi włosami w nieładzie, owiana wiatrem i słońcem, bez makijażu”. Ja też się tak najbardziej lubię. Mam wrażenie, że jakiekolwiek oceny, które mamy na poziomie swojego ciała, wyglądu, to tylko kwestia innych ludzi. Sama nigdy nie zwróciłabym uwagi na to, że jestem za gruba, za chuda, za jakaś, gdyby ktoś mi czegoś nie powiedział. W Papui Nowej Gwinei nie widziałam się przez cztery tygodnie, bo tam nie ma lusterek na wyposażeniu chatek i byłam superszczęśliwą osobą. Nadal jestem, bo już teraz umiem przełożyć ten stan na życie tutaj. Jeśli natomiast chodzi o ubrania w podróży, to trochę wszyscy się ze mnie śmieją, bo zawsze noszę czarne koszulki i spodenki.

PAP Life: Co najcenniejszego wynosisz z podróży? Co jest dla ciebie największą wartością?

M.M.: Człowieczeństwo. W Papui-Nowej Gwinei są ludzie, którzy, jeżeli będą mieli jakiś problem zdrowotny, to nie wiadomo, czy ktoś im w ogóle pomoże. W Kolumbii spotkałam ludzi, którzy są szczęśliwi, a według naszych standardów nie mają nic. Więc myślę, że podróżowanie uczy pokory, jakiegoś minimalizmu, akceptacji. Po prostu bycia dobrym człowiekiem, a przynajmniej starania się o to. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/ag/

Marta Manowska – dziennikarka i prezenterka telewizyjna, prowadzi popularne programy w TVP, m.in. „Sanatorium miłości”, „Rolnik szuka żony”, „The Voice Senior”. Pochodzi ze Śląska, ma 40 lat.

PRZECZYTAJ JESZCZE
Materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez [nazwa administratora portalu] na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.
pogoda Hel
6.3°C
wschód słońca: 07:13
zachód słońca: 15:44
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Helu